Tytuł: Skrzydła nad Delft
Autor: Aubrey Flegg
Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek
Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek
Wydawnictwo: Esprit
Stron: 245
Czas czytania: dwa wieczory
Holandia, połowa XVII wieku, Delft. Tutaj mieszka młodziutka Louise Eeden, córka znanego projektanta porcelany. Dziewczyna zafascynowana otaczającym ją światem, zakochana w rozgwieżdżonym niebie, niezwykle ciekawa tajemnicy wszechświata, nade wszystko kochająca swojego dobrodusznego i mądrego ojca. Los rzuca ją w sytuację - jak się zdaje - bez wyjścia: nieuchronne narzeczeństwo ze spadkobiercą ceramicznego imperium Delft, Reynierem DeVriesem. Wytchnienie od męczących dylematów związanych ze swoja przyszłością panienka Eeden odnajduje w pracowni malarskiej mistrza Haitinka, gdzie rozpoczynają się prace nad jej portretem.
Mistrz Haitink i czeladnik Pieter pokazują Louise tajemniczy świat barw, perspektyw, gry świateł, "alchemii" tworzenia niezwykłych kolorów... Ale Pieter daje Louise więcej niż nowy, malarski świat do odkrycia. Daje jej opowieść o malowaniu pustego kieliszka, która staje się zaczątkiem niebanalnej znajomości tej dwójki młodych - jak potoczą się ich losy?
Skrzydła nad Delft to opowieść o przyjaźni i ciężkich do przeskoczenia barierach jakimi są pochodzenie i religia - między wyznawcami protestantyzmu a katolicyzmu trwa "cicha, zimna wojna". Jest to książka pisana tak lekko, że niemal "malowana" słowami, opisy miejsc i wydarzeń są tak "miękkie", "plastyczne" i "pastelowe", że od książki nie sposób się oderwać. Urozmaiceniem dla czytelnika są grafiki przedstawiające bohaterów (na szczęście nie są zbyt sugestywne i nie wpłynęły w żaden sposób na moje wyobrażenia) oraz urokliwe zakątki miasta. Dodatkowym plusem pozycji jest to, że bardzo łatwo odnajdujemy się w narzuconych nam realiach - czyli w holenderskim XVII-wiecznym miasteczku, co jest zasługą prostego języka i doskonałych według mnie opisów otoczenia i ducha epoki. Mimo, że mogłabym ją zaliczyć jako tzw. "light read", pozycja ta niesie ze sobą mnóstwo ciepła, uśmiechu ale i refleksji.
Spokojny, czarujący nurt wydarzeń pod koniec zmierza ku dramatycznemu zwrotowi, a zakończenia nie da się w żaden sposób przewidzieć. Nie mam pojęcia jak dalej potoczy się ta opowieść - ku mojemu szczęściu jest to pierwszy tom trylogii o Louise! - ale wiem, że pochłonę kolejne części z nieukrywaną ciekawością.
10/10
za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej wspaniałej malowniczej historii jaką jest książka "Skrzydła nad Delft" z całego serca dziękuję wydawnictwu